Skomentuj
Dodane komentarze (15)
-
@ Turysto z Krakowa.
Czuj sie zaproszony od godziny 12.01 drugiego dnia Wielkiej Nocy., a w inne dni ZAWSZE przez 24 godziny. -
Widać nie znajdziesz turysto zrozumienia wśród tybylców na rynku w drugi dzień świąt i zostaniesz zlany wodą z wiadra lub kilku, przez miejscową młodzież. Nie dość, że ogół będzie miał ubaw, to ty zostaniesz w mokrych ciuchach, ze zniszczonym sprzętem foto. Potem napiszą, że to tradycja, którą trzeba kultywować i jak ci się coś nie podoba to siedź w domu... i już.
-
@Turysta z Krakowa.
"
I oto któregoś czerwcowego wieczora 1287 r., czambuł tatarski, zupełnie nie zauważony przez miejskich strażników, zbliżał się do murów miejskich. Aby nie narażać się na walkę w nocy, Tatarzy postanowili rozbić swój obóz w nadwiślańskich zaroślach nieopodal podmiejskiej wsi zwanej Zwierzyniec. Po chwili znużeni podróżą usnęli śniąc o bogactwach, które mieli zamiar zdobyć następnego dnia w Krakowie. Ich obecność w porę jednak zauważyli włóczkowie, których osada znajdowała się nieopodal na wiślanej piaszczystej łasze. Kim byli włóczkowie? Byli to rzeczni - wiślańscy żeglarze. Ich nazwę wywodzi się od tego, że galary płynące po Wiśle bądź spławiali w dół rzeki, bądź ciągnęli - włóczyli w górę, ku jej źródłom. Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy nie ulękli się Tatarów. Uzbrojeni w ciężkie wiosła wpadli na śpiących wojowników azjatyckich, którzy w krótkim czasie ponieśli druzgoczącą klęskę. I wtedy włóczkom zaświtał w głowie dowcip. Ktoś powie - ciężki dowcip. Poprzebierali się w tatarskie stroje, twarze umazali sadzą z ogniska, dosiedli zdobycznych koni i wpadli niczym tajfun do Krakowa. Trudno doprawdy wyobrazić sobie przerażenie jakie wywołali swym przybyciem. Po chwili paniki i popłochu włóczkowie zdjęli jednak swe stroje i opowiedzieli o wydarzeniach mijającej nocy. Mieszczanie byli uratowani i uradowani. Rada miasta wydała na cześć włóczków wspaniałą ucztę, a gdy już beczki po znakomitym piwie świdnickim świeciły pustkami, burmistrz Krakowa ogłosił, że na pamiątkę tego wydarzenia raz do roku do miasta będzie wjeżdżał srogi chan tatarski na czele orszaku podkrakowskich włóczków. I tak też się dzieje zawsze w octavę Bożego Ciała, czyli osiem dni po tym święcie."
I tam Wisła i tu Wisła. I tam woda i tu woda, a że inaczej wykorzystana to trudno?
" -
Śmingus-dyngus to tradycja, która często zmienia się w chuligański wybryk. Polewanie przechodniów jest traktowane jako wykroczenie, za który grozi wysoki mandat. Rodzice, powinni zwrócić uwagę dzieciom, że oblewanie osób, które sobie tego nie życzą, jest zabronione. Konsekwencją wylania wiadra wody na przechodnia jest nie tylko mokre ubranie, ale także zniszczenie telefonu lub aparatu fotograficznego, zamoknięcie dokumentów itp. Dlatego w takim miejscu jak RYNEK w Kazimierzu, w miejscu obleganym przez turystów takie wybryki nie powinny mieć miejsca właśnie ze względu na kulturę, którą to miasto prezentuje. Jeżeli rodzice nie mają wpływu na zachowanie swoich dzieci, a wręcz popierają ich wybryki miasto powinno zapewnić ciągły patrol policji.
-
jednym słowem w czterech słowach ''Nie widziała du.... słońca .Myślałby kto że u nas Śmigus Dyngus wymyślili.
-
Tłumaczenie turystów gorsze niż idiotyczne. Każdy ma prawo chodzić gdzie mu się podoba, oczywiście. Możecie również chodzić środkiem ulicy, ale jeśli Was przejedzie samochód to też będzie wina kierowcy. Możecie także wejść do Wisły, prąd Was porwie to będzie wina rzeki. Trochę myślenia nie zaszkodzi, tym bardziej, że każdy przyjeżdzając do Kazimierza w lany poniedziałek raczej wie, jak to wszystko wygląda. :)
-
JESTEM z Szokiem.
Do NAGŁEJ NIESPODZIEANEJ. Czyże jest DYNGUS?. Jest LANIEM. Honorem każdej Panny jest być oblaną a wypowiadaja sie babcie i faceci w moim wieku. Wypisz wymaluj - DYSKUSJA o aborcji.
Lać i koniec. Wszyscy wiedzą , że w dniu tym Rynek jest LANY. To,ze w Sandomierzu jest inaczej to Ich sprawa. -
Phhh a to ci dopiero !!!Nie patrzmy na jednego zblazowanego turystę /tkę.Świętujmy pradawny słowiański zwyczaj .Cieszmy się odejściem zimy i powitajmy nadejście wiosny .
Gdyby dla jednej paniusi likwidować stare zwyczaje to już musiałby nastąpić koniec świata!!! Jak widać tłumy ludzi jak co roku przyszły obejrzeć pokaz strażaków i nikomu nie ubyło .Przypomnę że kiedyś oprócz lania wodą było również chłostanie rózgami. -
Witam serdecznie ponownie. Nie zamierzam bić się w pierś, bo i nie mam powodów ."Z Kazimierza" cieszę się, że przyznałeś mi rację pisząc o "skundleniu obyczajów", zgadzam się. Każdy ma prawo chodzić, gdzie chce, o której chce, więc argument " siedzieć do południa w domu" jest absolutnie nie na miejscu. Odnośnie tradycji, co by się stało gdyby nagle wszyscy zaczęli kultywować na ulicach swoje religie, tradycje, obyczaje? Czy ze względu na religię jaką wyznaję i związane z nią tradycje mam prawo naruszać czyjąś nietykalność osobistą? niszczyć odzież? dodatkowo, jeśli ktoś stanowczo mówi " NIE" ? Młodzież niech oblewa się w swoim towarzystwie, a dorosłym ludziom, którzy nie życzą sobie udziału w zabawie da spokój. Oczywiście reakcja starszego Pana była zbyt ostra i zapewne nieprzemyślana, szkoda dziecka, mam nadzieje, że to nic groźnego, ale rodzice niech uświadomią młodzież z Kazimierza co to kultura i szacunek. Widziałam jeszcze potem kilka incydentów na rynku, a także młodzież w popłochu uciekającą przed policją w stronę kościoła z okrzykami " o k..., dawaj tędy, zaraz się zakręcą i pojadą". Bez komentarza. Taka tradycja.
-
Tradycja to tradycja. Tylko w taki(podobny) sposób. Jeśli go zmienimy to już nie będzie tradycją.
Jest lany poniedziałek i młodzież zawsze lała wodą, zawsze były prośby o niepolewanie bo .... i zawsze były one "olewane" ;)
Mariola następnym razem jedź od razu do Sandomierza a turystów z Sandomierza którzy chcą kultywować tradycję zapraszamy do Kazimierza.
Za czasów mojej młodości jeśli ktoś nie chciał być oblany to po prostu siedział do południa w domu. Co prawda polewano tylko te młodsze grupy wiekowe ale czyją winą jest skundlenie obyczajów? A może każdy powinien uderzyć się w pierś? Gość również.
Jeśli chodzi o starszego pana to z tego co słyszałem został oblany "rykoszetem". Ale nawet gdyby nie to czy jego zachowanie było adekwatne do sytuacji i siwej głowy? Czy ktoś pomyślał co się dzieje z tym chłopakiem i jego matką? -
Tradycja tradycją, ale nie w taki sposób. Też byliśmy W Kazimierzu na święta Wielkanocne i banda z wiadrami na rynku w lany poniedziałek zachowywała się skandalicznie. Dzień wcale nie był ciepły i polewanie turystów to przesada. Rynek to nie miejsce na taką "zabawę". Polewanie na ulicach jest karalne. Z Kazimierza wyjechaliśmy od razu w bardziej kulturalne miejsce - Sandomierz. Tam turyści spacerowali spokojnie i odpoczywali na rynku, a Kazimierza nie polecam na zwiedzanie w Śmigus Dyngus.
-
Kto jest winien powyższej niemiłej sytuacji? dziadek czy 14-latek? po co młodzież oblewa przypadkowych przechodniów? jak młodzieniec zachowywał się wobec starszego człowieka? nie każdy życzy sobie być oblanym, zwłaszcza jeśli jest przypadkowym zwiedzającym, który chce wypocząć, kilka kropel wody z uśmiechem dla tradycji ok. ale lanie wiadrami osób, które tego nie chcą i proszą by dać im spokój, niewiele ma wspólnego z tradycją, taka "tradycja" z wiadrami to wręcz wandalizm, oblewanie starszych babć, każdego kto się nawinie z jakimiś okrzykami a wręcz agresją nie jest absolutnie tradycją, w lany poniedziałek w Kazimierzu zostałam napadnięta z mężem przez bandę młodzieży i na nic zdały się słowa męża, że nie życzymy sobie oblewania bo jesteśmy turystami, nie mamy ubrań etc. słowa nic nie dały, chłopcy byli niegrzeczni, polały się wiadra. Po co?
-
Co za pieruny ogniste !! nawet Radnemu nie przepuściły .
-
Fajna, fajna. Tak trzymać.
-
Fajna tradycja!
Czuj sie zaproszony od godziny 12.01 drugiego dnia Wielkiej Nocy., a w inne dni ZAWSZE przez 24 godziny.
"
I oto któregoś czerwcowego wieczora 1287 r., czambuł tatarski, zupełnie nie zauważony przez miejskich strażników, zbliżał się do murów miejskich. Aby nie narażać się na walkę w nocy, Tatarzy postanowili rozbić swój obóz w nadwiślańskich zaroślach nieopodal podmiejskiej wsi zwanej Zwierzyniec. Po chwili znużeni podróżą usnęli śniąc o bogactwach, które mieli zamiar zdobyć następnego dnia w Krakowie. Ich obecność w porę jednak zauważyli włóczkowie, których osada znajdowała się nieopodal na wiślanej piaszczystej łasze. Kim byli włóczkowie? Byli to rzeczni - wiślańscy żeglarze. Ich nazwę wywodzi się od tego, że galary płynące po Wiśle bądź spławiali w dół rzeki, bądź ciągnęli - włóczyli w górę, ku jej źródłom. Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy nie ulękli się Tatarów. Uzbrojeni w ciężkie wiosła wpadli na śpiących wojowników azjatyckich, którzy w krótkim czasie ponieśli druzgoczącą klęskę. I wtedy włóczkom zaświtał w głowie dowcip. Ktoś powie - ciężki dowcip. Poprzebierali się w tatarskie stroje, twarze umazali sadzą z ogniska, dosiedli zdobycznych koni i wpadli niczym tajfun do Krakowa. Trudno doprawdy wyobrazić sobie przerażenie jakie wywołali swym przybyciem. Po chwili paniki i popłochu włóczkowie zdjęli jednak swe stroje i opowiedzieli o wydarzeniach mijającej nocy. Mieszczanie byli uratowani i uradowani. Rada miasta wydała na cześć włóczków wspaniałą ucztę, a gdy już beczki po znakomitym piwie świdnickim świeciły pustkami, burmistrz Krakowa ogłosił, że na pamiątkę tego wydarzenia raz do roku do miasta będzie wjeżdżał srogi chan tatarski na czele orszaku podkrakowskich włóczków. I tak też się dzieje zawsze w octavę Bożego Ciała, czyli osiem dni po tym święcie."
I tam Wisła i tu Wisła. I tam woda i tu woda, a że inaczej wykorzystana to trudno?
"