Trochę się ochłodziło. Pogoda idealna na rower. Jeżeli w weekend powrócą upały – nie zmieniajmy planów – nasza trasa biegnie w chłodzie ziemi i drzew, a tam gdzie otwarta przestrzeń – jedziemy z wiatrem w zawody! ATRAKCJE NA WEEKEND! Pora sprawdzić, dokąd prowadzi kolejny wąwóz otwierający się na Dołach tuż przed Korzeniowym Dołem i klubojadalnią Przystanek Korzeniowa . Odpowiedź zdaje się prosta: oczywiście na Góry. Ale przecież nie dotarcie do celu jest tu naszym celem, tylko jazda. I najważniejsze, żeby była niezła. Wsiadajmy więc na rower i nie marudźmy, bo wszystko, co najpiękniejsze przejdzie obok… ZOBACZ MAPKĘ Trasa w zasadzie jest prosta – wystarczy trzymać się drogi. Wjeżdżamy w głębocznicę, która wkrótce zaczyna się piąć coraz bardziej stromo do góry. To tu gdzieś po prawej stronie znajdował się niewielki zbiornik wodny, który swego czasu stanowił dla miejscowej dzieciarni nie lada atrakcję: był boiskiem do hokeja zimą, a minikąpieliskiem latem. Tym...
+ czytaj pełny opis
Trochę się ochłodziło. Pogoda idealna na rower. Jeżeli w weekend powrócą upały – nie zmieniajmy planów – nasza trasa biegnie w chłodzie ziemi i drzew, a tam gdzie otwarta przestrzeń – jedziemy z wiatrem w zawody! ATRAKCJE NA WEEKEND!
Pora sprawdzić, dokąd prowadzi kolejny wąwóz otwierający się na Dołach tuż przed Korzeniowym Dołem i klubojadalnią Przystanek Korzeniowa. Odpowiedź zdaje się prosta: oczywiście na Góry. Ale przecież nie dotarcie do celu jest tu naszym celem, tylko jazda. I najważniejsze, żeby była niezła. Wsiadajmy więc na rower i nie marudźmy, bo wszystko, co najpiękniejsze przejdzie obok…
ZOBACZ MAPKĘ
Trasa w zasadzie jest prosta – wystarczy trzymać się drogi. Wjeżdżamy w głębocznicę, która wkrótce zaczyna się piąć coraz bardziej stromo do góry. To tu gdzieś po prawej stronie znajdował się niewielki zbiornik wodny, który swego czasu stanowił dla miejscowej dzieciarni nie lada atrakcję: był boiskiem do hokeja zimą, a minikąpieliskiem latem. Tym zabawom o letniej porze musiały towarzyszyć koncerty żab, skoro miejsce to niektórzy zwą do dziś Żabim Dołem. Inni zaś określają je jako Pomularskie. Czy mieszkali tu w pobliżu rzemieślnicy zajmujący się pracami murarskimi? Mularz to przecież staropolska nazwa zawodu murarza. Moi informatorzy nie sięgają jednak tak daleko pamięcią…
Droga pnie się już na tyle stromo, że zsiadam z roweru. Moją uwagę przykuwa głęboki jar po prawej stronie.
Tam nie patrz! tam spadła źrenica,
Jak w studni Al-Kahiru, o dno nie uderza.
I ręką tam nie wskazuj - nie masz u rąk pierza;
I myśli tam nie puszczaj, bo myśl jak kotwica,
Z łodzi drobnej ciśniona w niezmierność głębiny,
Piorunem spadnie, morza do dna nie przewierci,
I łódź z sobą przechyli w otchłanie chaosu.
Przypomniane zupełnie nieoczekiwanie słowa z wiersza Mickiewicza „Droga nad przepaścią Czufut Kale” blokują moją chęć zajrzenia w głąb wąwozu. Czyżbym była przesądna czy aż tak bojaźliwa? Zostawiam sobie ten rarytas na następny raz. Już wiem, że to miejsce ma w sobie coś magicznego. Na pewno tu wrócę. Ono samo mnie zmusi. I tak jestem tu już drugi raz, mimo mojej woli …
Droga prowadzi teraz skrajem lasu, ale poniżej poziomu pól. Przez chwilę jest jaśniej, ale wkrótce znów zagłębiamy się w wąwóz. Dukt jest naprawdę dobrze widoczny – w gruncie widać świeże ślady kół – ciągników? quadów? – które wyprowadzają nas w końcu z leśnej głuszy.
Przed nami rozstaje dróg. Zmierzamy na Góry, więc skręcamy w prawo. Polna droga doprowadza nas do wiśniowego sadu, wzdłuż którego jedziemy aż do asfaltowej nawierzchni na Górach. Jeśli mamy dość – możemy skręcić w lewo i ulicą Góry, a potem Zamkową powrócić do centrum Miasteczka. Ale warto skręcić w prawo – przed nami jeszcze jedno ciekawe miejsce.
Mamy z górki – wiatr aż świszcze w uszach. Pilnujmy się tylko, aby trzymać się niebieskiego szlaku – w miejscu, gdzie szosa skręca w prawo, my zjeżdżamy w lewo – w polną drogę. Gdzie to będzie dokładnie, pokażą nam biało – niebieskie oznaczenia. Krętą drogą wśród pól uprawnych i sadów dojedziemy do skupiska lip otulających metalowy krzyż poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II. Jedźmy tak, jak pokazuje niebieski szlak, ale tylko do pierwszych zabudowań. Przed budynkami skręcamy w prawo. Droga wije się wśród pól, lekko opadając w dół.
- W tym miejscu był kiedyś las dziedzica Klemensowskiego z Celejowa. Chłopi z Bochotnicy wycięli go, o czym właściciel przez długi czas nie miał pojęcia – mówi mój informator.
Jak się okazuje, takiej walki o ten las, jak to opisał Reymont w „Chłopach”, więc nie było i cała sprawa rozeszła się, jak to potocznie mówią: po kościach…
A oto i kolejny wąwóz, który powoli, ale coraz bardziej konsekwentnie załębia się w warstwę lessu. Ogarnia nas przejmujący chłód ziemi. Strome ściany, pocięte wystającymi korzeniami drzew złocą się w ostatnich promieniach słońca. To nie Korzeniowy Dół. To Grabina, Albo jak mówią inni: Brzeziny. Albo jeszcze inaczej: Na Pajurę.
Pędzimy w dół, by w końcu wyjechać na żwirową początkowo ulicę Podzamcze, która zaprowadzi nas do centrum Bochotnicy – aż do studni.
Teraz skręcamy w lewo i dalej asfaltową szosą wracamy do Kazimierza. Gdy dojedziemy na rynek, za nami będzie prawie 12 km. Zmęczeni?
- zwiń