Skomentuj
Dodane komentarze (4)
-
Po Mazurskich miasteczkach też wakacyjną porą chodzą wiecznie niezadowoleni wielcy panowie "warsiawiacy",przeważnie w pięknych brykach,zawsze im coś nie pasuje,zawsze niezadowoleni i zawsze są naj... naj... naj...mądrzejsi w każdym temacie.Ciekawy jestem skąd przyjechał ten niezadowolony pan Ryszard??? Bo coś mi tu śmierdzi warsiawką.
-
Alojzy fryzjer?
-
-
Ty Ryszard! Ale Ty upierdliwy jesteś! Mogę się założyć, że ciągle zrzędzisz i jesteś wiecznie niezadowolony... Stary pierdziel! Aż dziw, że masz z kim chodzić po tym Kazimierzu...
-
Witam wszystkich miłośników nalewek i kazimierskich klimatów.
Ja także chciałem wystawić swoje dwie nalewki na tegorocznym turnieju: pigwówkę i pigwówko-wiśniówkę. O samym turnieju dowiedziałem się zupełnie przypadkowo. Jednak nie zgłosiłem się do turnieju, gdy zapoznałem się z regulaminem i gdy okazało się iż trzeba dostarczyć aż 1 litr każdego smaku. Długo zastanawiałem się dlaczego aż tyle. Czy dla pozostałych Gości turnieju na poczęstunek, czy też organizator postanowił przeznaczyć nadmiar do póżniejszej sprzedaży tak by pokryć część kosztów. Tego nie wiem, ale cóż, nie ja ustanowiłem ten punkt regulaminu.
Następnej soboty po turnieju, odwiedziłem wraz z siostrą żony, nasz ulubiony Kazimierz. Pogoda była piękna, dość dużo turystów. Udaliśmy się na spacer naszymi utartymi szlakami. Odwiedziliśmy dwa rynki, kupiliśmy polskie winogrona i wielkie orzechy włoskie. Kupiliśmy pieczywo w piekarni Sarzyńskiego, przeszliśmy po wszystkich prawie galeriach. Wypiliśmy, pyszną jak zwykle herbatę i zjedliśmy domowej roboty ciastka „U Dziwisza”. Poszliśmy na długi spacer do Męćmierza i zakończyliśmy w knajpie „U Fryzjera”. Byliśmy lekko po 17.00. Pomimo rozbudowy i ogródka, w knajpie nie było wolnych miejsc. Personel też nie panował nad sytuacją. Nie wiedział czy są wolne stoliki lub kiedy się zwolnią. Wybawili nas sami goście, którzy za chwilę mieli płacić i zaproponowali nam stolik. Zajęliśmy dwa miejsca przy 6-osobowym stole vis a vis toalety. Mieliśmy więc dobry punkt obserwacyjny. W menu nie było przeszło połowy dań, a nawet te, które udało nam się zamówić okazały się nieobecne i zamówienie trzeba było korygować. W trakcie pobytu udostępniliśmy wolne miejsca przy naszym stoliku, rodzinie z japońskim narzeczonym. Z góry poinformowałem ich by nie rozmażali się nad zamówieniem bo może się okazać iż tego konkretnego dania, już nie ma. Pani kelnerka była bardzo zadowolona z faktu iż wykonałem za nią brudną robotę i nie będzie musiała znowu zakreślać dania, które „już wyszły z karty i nie wiadomo kiedy wrócą”.
No i teraz deser. Otóż w knajpie, która już po raz kolejny jest współorganizatorem turnieju nalewek, nie rozróżniają smaków i składników. Na koniec posiłku chcieliśmy zamówić kieliszeczek (jeden, ja byłem kierowcą) nalewki ziołowej na lepsze trawienie dość ciężkiego obiadu/kolacji (spędziliśmy tam około 2 godzin). Spodziewałem się jakiegoś dużego wyboru zakamuflowanych zapasów, pozostałości po turniejowych.
Pani kelnerka poleciła nam nalewki: imbirową, pigwową, sosnową i wiśniówkę. Dotychczas nie znałem tych produktów jako zioła, ale człowiek uczy się całe życie J.
Dla poprawienia nastrojów udaliśmy się na kolejną herbatę „U Dziwisza”, gdzie nie mylą ziół z owocami i czarnej herbaty z zieloną, jest spokój, profesjonalna, miła obsługa, klimat antyków i dobrze dobranych bibelotów. Muzyka świetnie dobrana do charakteru miejsca.
Do Kazimierza pewnie będziemy jeździli nie raz, ale „U Fryzjera” zawsze będziemy zaczynali od pytania „co jest?” a nie „czego nie ma?” bo to będzie krótsza historia.
Pozdrawiam.
-
A moja wiśniówka na miodzie dojrzewa już 7 lat, ale niestety w ilości niewystarczającej na turniej.
Ja także chciałem wystawić swoje dwie nalewki na tegorocznym turnieju: pigwówkę i pigwówko-wiśniówkę. O samym turnieju dowiedziałem się zupełnie przypadkowo. Jednak nie zgłosiłem się do turnieju, gdy zapoznałem się z regulaminem i gdy okazało się iż trzeba dostarczyć aż 1 litr każdego smaku. Długo zastanawiałem się dlaczego aż tyle. Czy dla pozostałych Gości turnieju na poczęstunek, czy też organizator postanowił przeznaczyć nadmiar do póżniejszej sprzedaży tak by pokryć część kosztów. Tego nie wiem, ale cóż, nie ja ustanowiłem ten punkt regulaminu.
Następnej soboty po turnieju, odwiedziłem wraz z siostrą żony, nasz ulubiony Kazimierz. Pogoda była piękna, dość dużo turystów. Udaliśmy się na spacer naszymi utartymi szlakami. Odwiedziliśmy dwa rynki, kupiliśmy polskie winogrona i wielkie orzechy włoskie. Kupiliśmy pieczywo w piekarni Sarzyńskiego, przeszliśmy po wszystkich prawie galeriach. Wypiliśmy, pyszną jak zwykle herbatę i zjedliśmy domowej roboty ciastka „U Dziwisza”. Poszliśmy na długi spacer do Męćmierza i zakończyliśmy w knajpie „U Fryzjera”. Byliśmy lekko po 17.00. Pomimo rozbudowy i ogródka, w knajpie nie było wolnych miejsc. Personel też nie panował nad sytuacją. Nie wiedział czy są wolne stoliki lub kiedy się zwolnią. Wybawili nas sami goście, którzy za chwilę mieli płacić i zaproponowali nam stolik. Zajęliśmy dwa miejsca przy 6-osobowym stole vis a vis toalety. Mieliśmy więc dobry punkt obserwacyjny. W menu nie było przeszło połowy dań, a nawet te, które udało nam się zamówić okazały się nieobecne i zamówienie trzeba było korygować. W trakcie pobytu udostępniliśmy wolne miejsca przy naszym stoliku, rodzinie z japońskim narzeczonym. Z góry poinformowałem ich by nie rozmażali się nad zamówieniem bo może się okazać iż tego konkretnego dania, już nie ma. Pani kelnerka była bardzo zadowolona z faktu iż wykonałem za nią brudną robotę i nie będzie musiała znowu zakreślać dania, które „już wyszły z karty i nie wiadomo kiedy wrócą”.
No i teraz deser. Otóż w knajpie, która już po raz kolejny jest współorganizatorem turnieju nalewek, nie rozróżniają smaków i składników. Na koniec posiłku chcieliśmy zamówić kieliszeczek (jeden, ja byłem kierowcą) nalewki ziołowej na lepsze trawienie dość ciężkiego obiadu/kolacji (spędziliśmy tam około 2 godzin). Spodziewałem się jakiegoś dużego wyboru zakamuflowanych zapasów, pozostałości po turniejowych.
Pani kelnerka poleciła nam nalewki: imbirową, pigwową, sosnową i wiśniówkę. Dotychczas nie znałem tych produktów jako zioła, ale człowiek uczy się całe życie J.
Dla poprawienia nastrojów udaliśmy się na kolejną herbatę „U Dziwisza”, gdzie nie mylą ziół z owocami i czarnej herbaty z zieloną, jest spokój, profesjonalna, miła obsługa, klimat antyków i dobrze dobranych bibelotów. Muzyka świetnie dobrana do charakteru miejsca.
Do Kazimierza pewnie będziemy jeździli nie raz, ale „U Fryzjera” zawsze będziemy zaczynali od pytania „co jest?” a nie „czego nie ma?” bo to będzie krótsza historia.
Pozdrawiam.